wtorek, 18 lutego 2014
2.Tajemnica, której nikt nie chciał rozwiązać
Sprawa książki wciąż krążyła w jej głowie i najwyraźniej nie miała zamiaru zniknąć. Interesowanie się sprawami tego typu nigdy nie było w jej naturze, ale ta jedna stanowiła wyjątek. Od tamtego czasu Sasza nie potrafiła oderwać swoich myśli od niedokończonej opowieści zapisanej na kartach historii tego zamku.
Był może jeden wyjątek w postaci już nie tak tajemniczego Jamesa.
Kiedy po ponad dwóch godzinach spędzonych w bibliotece, Sasza zdecydowała się odpocząć od tajemnic przeszłości dopadła ją bolesna rzeczywistość. Kiedy tylko przekroczyła próg salonu stała się świadkiem niecodziennej sceny. Lord Thomas siedział na sofie, chowając twarz w dłonie; Jonathan kręcił głową z niedowierzaniem jednocześnie rzucając mordercze spojrzenie w kierunku schodów.
Może nie powinna się tym interesować, ale bądź co bądź była brana za narzeczoną McQueena i musiała stać za nim murem i wspierać w ciężkich chwilach. Podeszła więc do niego i z niepewnością wypisaną na twarzy zaczęła
- Sądzę, że powinieneś mnie wtajemniczyć w powód waszego gniewu i zrezygnowania. Bije od was obojga.
Jonathan spojrzał na nią wzrokiem pełnym zrezygnowania, po czym westchnął ciężko kierując wzrok na okno. Sasza nigdy nie widziała by zachowywał się w ten sposób. Nigdy nie stronił od otwartego mówienia sobie wszystkiego.
- James się pojawił. - wyznał po krótkiej chwili ciszy; Lord Thomas nalewał akurat ciemnobrązowy alkohol do dwóch szklanek. Jedną z nich podał Jonathanowi. Najwidoczniej musiał wspomnieć o abstynencji Saszy. - Teraz widzę, że mój pomysł z przyjazdem nie był najlepszy. Lepszy termin byłyby gdy James wyjedzie z powrotem do Anglii.
Tymi słowami wprawił Saszę w zdziwienie. Pierwszy raz od dość dawna widziała go szczęśliwego i wyraźnie podekscytowanego, gdy wspominał o ich wizycie tutaj. Co mogło się stać, że w ciągu kilku godzin jego zapał zgasł, a humor zmienił się diametralnie?
- Nie prowadźcie z sobą konfliktów Jonathanie. - powiedziała patrząc na niego. - Spór można przecież załagodzić.
- Nie tym razem Saszo. Nie tym razem. - popatrzył na szklankę trzymaną w dłoni i wypił duszkiem całą jej zawartość, krzywiąc się lekko. Odłożył szklany przedmiot na stolik i poluzował krawat. - Muszę się położyć. Ta cała sytuacja musi zostać przetrawiona przez nas wszystkich.
Wyszedł z salonu bez słowa, zostawiając ich samych. Sasza odparła nagłą pokusę przepytania go o wszystko i spokojnie zajęła miejsce na jednym z foteli niedaleko kominka. Ogień pochłaniał kolejne kawałki drewna i trzaskał cicho. Zajęta wpatrywaniem się w niego nie dostrzegła nowej osoby, która pojawiła się w pomieszczeniu.
- Gdybyś miał choć trochę zaufania co do mnie i Leonela, pozwoliłbyś nam decydować w sprawie firmy.
Przełknęła ślinę słysząc głęboki męski głos zza siebie. Fotel był na tyle wysoki, że zakrywał całą jej sylwetkę. Kątem oka spojrzała na mężczyznę siedzącego na sofie. Nie wyglądał na zadowolonego z słów, które przed chwilą padły.
- Dziś pokazałeś nam swoje oblicze Jamesie. Uważasz, że mógłbym ci po czymś takim zaufać? Jesteś moim synem. - Atmosfera była napięta. "Ale" wisiało w powietrzu i Sasza tylko czekała: - Ale jesteś rozpieszczonym szczeniakiem, który uważa się za dorosłego. Chcesz być dorosły i zdobyć moje zaufanie? Pokaż, że taki jesteś i dorośnij wreszcie. Stań się mężczyzną. - Z hukiem odstawił szklankę na stolik i Sasza mogła usłyszeć tylko oddalające się kroki mężczyzny.
Nie chciała się mieszać w rodzinne sprawy przyjaciela Jonathana, ale z tego co tutaj usłyszała mogła się już domyślić, że Jonathan i lord Thomas mieli powody do bycia rozczarowanymi. Najwidoczniej miała rację co do niesfornego dziedzica. Tylko pytanie czy ta sprawa nie ma drugiego dna.
- Sasza! Sasza!
Ariel pojawiła się w progu wejścia, którego użyła wcześniej. Ubrana w białe spodnie od piżamy, granatową bluzkę z długim rękawem i kapcie w kształcie królików wyglądała jak każda normalna dziewczynka w jej wieku.
- Obiecałaś, że mi poczytasz! - Tupnęła nogą i założyła rączki na piersi. Sasza nie mogła się nie uśmiechnąć na ten widok. Zapomniała nawet o obecności osoby trzeciej w pokoju. - Jamie!
Ariel minęła fotel na którym siedziała Sasza i podbiegła do swojego brata. Sasza cicho wypuściła powietrze i wstała z fotela. Długie włosy, które niedawno były misternie ułożonym kokiem, słynęły gładko po jej ramionach na plecy. Poprawiła brązową sukienkę i odwróciła się w stronę rodzeństwa.
Postawny, czarnowłosy mężczyzna trzymał na rękach Ariel, która śmiała się wesoło dziecięcym głosem. Lekko przydługie włosy mężczyzny zwinięte były w fale i ułożone były w artystycznym nieładzie. Za pewnie skrojony na miarę garnitur w odcieniu grafitu opinał całą jego sylwetkę, a czarny krawat i biała koszula sprawiały, że czuło się chłód bijący od jego osoby.
- To jest Sasza. Jest dziewczyną wujka Johna. - mała zachichotała słodko i zarumieniła się.
Stalowe oczy Jamesa skierowały się na brunetkę stojącą w jego salonie.
Sasza przełknęła ślinę i wymusiła uśmiech, podchodząc do niech powoli. James odstawił Ariel na podłogę i uścisnął jej dłoń.
- James Tume.
- Sasza Deveraes, narzeczona Jonathana.
W oczach Jamesa zdało się dostrzec pewną rezerwę względem jej osoby. Lojalność ponad wszystko, przemknęło jej przez myśl. Mała Ariel spoglądała to na Saszę to na Jamesa widząc, że stalowe oczy mierzą się z brązowymi. Jej brat górował nad Saszą; był od niej wyższy o głowę.
- Widzę, że Ariel już wymarudziła sobie bajkę na dobranoc. - stwierdził, nadal patrząc prosto w oczy Saszy, która nie miała zamiaru odwrócić wzroku.
- Sama się zgodziłam. Twoja siostra to cudowne dziecko.
- Pobędziesz z nią dwa dni i zmienisz zdanie. - uśmiechnął się w kierunku Ariel, która niewinnie się uśmiechnęła. - Wybacz, ale miałem dziś ciężki dzień i chciałbym się położyć. Ariel. - zwrócił się do siostry i przykucnął przed nią. - Nie męcz Saszy. Jedna bajka.
- Ale...
- Sasza i Jonathan dzisiaj do nas przyjechali i są naszymi gośćmi. Na pewno oboje są zmęczeni.
- Nie ma problemu. Naprawdę. - dopowiedziała Sasza, kiedy zaciekawiony wzrok Jamesa ponownie spoczął na niej. - Nie czuję zmęczenia. Prawdę mówiąc to rozpiera mnie energia.
- Widzisz! - Ariel złapała Saszę za rękę i pociągnęła w kierunku schodów.
Pomimo tego, że od pierwszego spotkania Saszy i Jamesa minęło zaledwie kilka godzin, nie mogła zapomnieć o stalowych oczach, które zdawały się prześwietlać ją na wskroś. Nieprzespana noc dawała się jej we znaki i ledwo trzymała się na nogach, walcząc z uporczywym ziewaniem.
Nigdy nie uznawała zbyt dużego makijażu za potrzebny, ale dziś nakładając na twarz podkład i puder uznała, że wygląda z nim o wiele lepiej. Chociaż zakrył ciemne worki pod oczami.
- Saszo. Czy moglibyśmy porozmawiać w moim gabinecie? - Lord Thomas pojawił się obok niej niczym duch.
- Oczywiście. - kiwnęła głową i ruszyła za mężczyzną, w myślach wyklinając się za zbyt dużą ciekawość co do książki, którą znalazła.
- Twoje wczorajsze pytanie nie dało mi spokoju. - Sasza podniosła wzrok ze swoich dłoni i natrafiła na ciepłe spojrzenie brązowych oczu starszego Tuma. - Księga którą znalazłaś ostatnim razem była widziana pięćdziesiąt lat temu. Moja ciotka Ruthery szukała jej by wpisać do rejestru rodzinnego majątku, ale poszukiwania poszły na marne. To zadziwiające, ale... - Przysiadł na fotelu za biurkiem i splótł dłonie. - Książka, którą wczoraj przeczytałaś jest jedną z najstarszych jakie posiadaliśmy. Dziś rano poleciłem Audrey i Tamarze jej poszukać. Nie znalazły jej.
- Ale jak to? Odłożyłam ją na stoliku. Tym przy kominku. Niemożliwe, żeby ktoś ją stamtąd zabrał, chyba, że ktoś był w bibliotece po mnie.
- W tym rzecz Saszo. Przy drzwiach biblioteki i każdym oknie są zainstalowane kamery. Nasza biblioteka jest spora i są w niej bardzo cenne książki. Kamery nie zarejestrowały nikogo kto by tam wszedł lub stamtąd wyszedł.
Sasza czuła jak głowa zaczyna ją boleć z nadmiaru informacji i niewiadomych. Skoro nikt tam nie wchodził to jakim cudem książka zniknęła od tak, bez żadnego śladu. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale jedno z ogromnych dwuskrzydłowych okien otworzyło się i do środka wleciało zimne powietrze i śnieg.
- Wybacz. Strasznie mocny wiatr. - Thomas podszedł do okna i zamknął je szybko, ale to nie uspokoiło Saszy.
Ponownie poczuła na sobie czyjś wzrok. Rzuciła szybkie spojrzenie na lorda Thomasa, ale właśnie mocował się z oknem, próbując je zamknąć. Zimny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, a oczy rozszerzyły się ze strachu. Coś było nie tak z tym miejscem i ona zdawała sobie z tego sprawę. Jednak jej mózg wypierał myśl o duchach i zjawiskach nadprzyrodzonych jak najmocniej i najdalej.
- Sądzę, że dziś poświęcę trochę czasu na dokładniejsze zapoznanie się z historią zamku, jeśli lord pozwoli.
- Proszę Saszo. Mów mi wujku Thomasie. Nie znoszę gdy ktoś mówi do mnie lord.
- Oczywiście. Do zobaczenia później.
Szybko wyszła z gabinetu i oparła się o mocne drzwi, przylegając do nich całymi plecami. Nie czuła się tutaj dobrze i chciała wyjechać, ale jednocześnie chciała poznać tajemnice, które skrywało to miejsce. Odetchnęła raz jeszcze i powoli ruszyła do salonu.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)