wtorek, 18 lutego 2014

2.Tajemnica, której nikt nie chciał rozwiązać

       
          Sprawa książki wciąż krążyła w jej głowie i najwyraźniej nie miała zamiaru zniknąć. Interesowanie się sprawami tego typu nigdy nie było w jej naturze, ale ta jedna stanowiła wyjątek. Od tamtego czasu Sasza nie potrafiła oderwać swoich myśli od niedokończonej opowieści zapisanej na kartach historii tego zamku.
          Był może jeden wyjątek w postaci już nie tak tajemniczego Jamesa.
          Kiedy po ponad dwóch godzinach spędzonych w bibliotece, Sasza zdecydowała się odpocząć od tajemnic przeszłości dopadła ją bolesna rzeczywistość. Kiedy tylko przekroczyła próg salonu stała się świadkiem niecodziennej sceny. Lord Thomas siedział na sofie, chowając twarz w dłonie; Jonathan kręcił głową z niedowierzaniem jednocześnie rzucając mordercze spojrzenie w kierunku schodów.
          Może nie powinna się tym interesować, ale bądź co bądź była brana za narzeczoną McQueena i musiała stać za nim murem i wspierać w ciężkich chwilach. Podeszła więc do niego i z niepewnością wypisaną na twarzy zaczęła
          - Sądzę, że powinieneś mnie wtajemniczyć w powód waszego gniewu i zrezygnowania. Bije od was obojga.
          Jonathan spojrzał na nią wzrokiem pełnym zrezygnowania, po czym westchnął ciężko kierując wzrok na okno. Sasza nigdy nie widziała by zachowywał się w ten sposób. Nigdy nie stronił od otwartego mówienia sobie wszystkiego.
          - James się pojawił. - wyznał po krótkiej chwili ciszy; Lord Thomas nalewał akurat ciemnobrązowy alkohol do dwóch szklanek. Jedną z nich podał Jonathanowi. Najwidoczniej musiał wspomnieć o abstynencji Saszy. - Teraz widzę, że mój pomysł z przyjazdem nie był najlepszy. Lepszy termin byłyby gdy James wyjedzie z powrotem do Anglii.
          Tymi słowami wprawił Saszę w zdziwienie. Pierwszy raz od dość dawna widziała go szczęśliwego i wyraźnie podekscytowanego, gdy wspominał o ich wizycie tutaj. Co mogło się stać, że w ciągu kilku godzin jego zapał zgasł, a humor zmienił się diametralnie?
          - Nie prowadźcie z sobą konfliktów Jonathanie. - powiedziała patrząc na niego. - Spór można przecież załagodzić.
          - Nie tym razem Saszo. Nie tym razem. - popatrzył na szklankę trzymaną w dłoni i wypił duszkiem całą jej zawartość, krzywiąc się lekko. Odłożył szklany przedmiot na stolik i poluzował krawat. - Muszę się położyć. Ta cała sytuacja musi zostać przetrawiona przez nas wszystkich.
          Wyszedł z salonu bez słowa, zostawiając ich samych. Sasza odparła nagłą pokusę przepytania go o wszystko i spokojnie zajęła miejsce na jednym z foteli niedaleko kominka. Ogień pochłaniał kolejne kawałki drewna i trzaskał cicho. Zajęta wpatrywaniem się w niego nie dostrzegła nowej osoby, która pojawiła się w pomieszczeniu.
          - Gdybyś miał choć trochę zaufania co do mnie i Leonela, pozwoliłbyś nam decydować w sprawie firmy.
          Przełknęła ślinę słysząc głęboki męski głos zza siebie. Fotel był na tyle wysoki, że zakrywał całą jej sylwetkę. Kątem oka spojrzała na mężczyznę siedzącego na sofie. Nie wyglądał na zadowolonego z słów, które przed chwilą padły.
          - Dziś pokazałeś nam swoje oblicze Jamesie. Uważasz, że mógłbym ci po czymś takim zaufać? Jesteś moim synem. - Atmosfera była napięta. "Ale" wisiało w powietrzu i Sasza tylko czekała: - Ale jesteś rozpieszczonym szczeniakiem, który uważa się za dorosłego. Chcesz być dorosły i zdobyć moje zaufanie? Pokaż, że taki jesteś i dorośnij wreszcie. Stań się mężczyzną. - Z hukiem odstawił szklankę na stolik i Sasza mogła usłyszeć tylko oddalające się kroki mężczyzny.
          Nie chciała się mieszać w rodzinne sprawy przyjaciela Jonathana, ale z tego co tutaj usłyszała mogła się już domyślić, że Jonathan i lord Thomas mieli powody do bycia rozczarowanymi. Najwidoczniej miała rację co do niesfornego dziedzica. Tylko pytanie czy ta sprawa nie ma drugiego dna.
          - Sasza! Sasza!
          Ariel pojawiła się w progu wejścia, którego użyła wcześniej. Ubrana w białe spodnie od piżamy, granatową bluzkę z długim rękawem i kapcie w kształcie królików wyglądała jak każda normalna dziewczynka w jej wieku.
          - Obiecałaś, że mi poczytasz! - Tupnęła nogą i założyła rączki na piersi. Sasza nie mogła się nie uśmiechnąć na ten widok. Zapomniała nawet o obecności osoby trzeciej w pokoju. - Jamie!
          Ariel minęła fotel na którym siedziała Sasza i podbiegła do swojego brata. Sasza cicho wypuściła powietrze i wstała z fotela. Długie włosy, które niedawno były misternie ułożonym kokiem, słynęły gładko po jej ramionach na plecy. Poprawiła brązową sukienkę i odwróciła się w stronę rodzeństwa.
          Postawny, czarnowłosy mężczyzna trzymał na rękach Ariel, która śmiała się wesoło dziecięcym głosem. Lekko przydługie włosy mężczyzny zwinięte były w fale i ułożone były w artystycznym nieładzie. Za pewnie skrojony na miarę garnitur w odcieniu grafitu opinał całą jego sylwetkę, a czarny krawat i biała koszula sprawiały, że czuło się chłód bijący od jego osoby.
          - To jest Sasza. Jest dziewczyną wujka Johna. - mała zachichotała słodko i zarumieniła się.
          Stalowe oczy Jamesa skierowały się na brunetkę stojącą w jego salonie.
          Sasza przełknęła ślinę i wymusiła uśmiech, podchodząc do niech powoli. James odstawił Ariel na podłogę i uścisnął jej dłoń.
          - James Tume.
          - Sasza Deveraes, narzeczona Jonathana.
          W oczach Jamesa zdało się dostrzec pewną rezerwę względem jej osoby. Lojalność ponad wszystko, przemknęło jej przez myśl. Mała Ariel spoglądała to na Saszę to na Jamesa widząc, że stalowe oczy mierzą się z brązowymi. Jej brat górował nad Saszą; był od niej wyższy o głowę.
          - Widzę, że Ariel już wymarudziła sobie bajkę na dobranoc. - stwierdził, nadal patrząc prosto w oczy Saszy, która nie miała zamiaru odwrócić wzroku.
          - Sama się zgodziłam. Twoja siostra to cudowne dziecko.
          - Pobędziesz z nią dwa dni i zmienisz zdanie. - uśmiechnął się w kierunku Ariel, która niewinnie się uśmiechnęła. - Wybacz, ale miałem dziś ciężki dzień i chciałbym się położyć. Ariel. - zwrócił się do siostry i przykucnął przed nią. - Nie męcz Saszy. Jedna bajka.
          - Ale...
          - Sasza i Jonathan dzisiaj do nas przyjechali i są naszymi gośćmi. Na pewno oboje są zmęczeni.
          - Nie ma problemu. Naprawdę. - dopowiedziała Sasza, kiedy zaciekawiony wzrok Jamesa ponownie spoczął na niej. - Nie czuję zmęczenia. Prawdę mówiąc to rozpiera mnie energia.
          - Widzisz! - Ariel złapała Saszę za rękę i pociągnęła w kierunku schodów.
          Pomimo tego, że od pierwszego spotkania Saszy i Jamesa minęło zaledwie kilka godzin, nie mogła zapomnieć o stalowych oczach, które zdawały się prześwietlać ją na wskroś. Nieprzespana noc dawała się jej we znaki i ledwo trzymała się na nogach, walcząc z uporczywym ziewaniem.
          Nigdy nie uznawała zbyt dużego makijażu za potrzebny, ale dziś nakładając na twarz podkład i puder uznała, że wygląda z nim o wiele lepiej. Chociaż zakrył ciemne worki pod oczami.
          - Saszo. Czy moglibyśmy porozmawiać w moim gabinecie? - Lord Thomas pojawił się obok niej niczym duch.
          - Oczywiście. - kiwnęła głową i ruszyła za mężczyzną, w myślach wyklinając się za zbyt dużą ciekawość co do książki, którą znalazła.
          - Twoje wczorajsze pytanie nie dało mi spokoju. - Sasza podniosła wzrok ze swoich dłoni i natrafiła na ciepłe spojrzenie brązowych oczu starszego Tuma. - Księga którą znalazłaś ostatnim razem była widziana pięćdziesiąt lat temu. Moja ciotka Ruthery szukała jej by wpisać do rejestru rodzinnego majątku, ale poszukiwania poszły na marne. To zadziwiające, ale... - Przysiadł na fotelu za biurkiem i splótł dłonie. - Książka, którą wczoraj przeczytałaś jest jedną z najstarszych jakie posiadaliśmy. Dziś rano poleciłem Audrey i Tamarze jej poszukać. Nie znalazły jej.
          - Ale jak to? Odłożyłam ją na stoliku. Tym przy kominku. Niemożliwe, żeby ktoś ją stamtąd zabrał, chyba, że ktoś był w bibliotece po mnie.
          - W tym rzecz Saszo. Przy drzwiach biblioteki i każdym oknie są zainstalowane kamery. Nasza biblioteka jest spora i są w niej bardzo cenne książki. Kamery nie zarejestrowały nikogo kto by tam wszedł lub stamtąd wyszedł.
          Sasza czuła jak głowa zaczyna ją boleć z nadmiaru informacji i niewiadomych. Skoro nikt tam nie wchodził to jakim cudem książka zniknęła od tak, bez żadnego śladu. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale jedno z ogromnych dwuskrzydłowych okien otworzyło się i do środka wleciało zimne powietrze i śnieg.
          - Wybacz. Strasznie mocny wiatr. - Thomas podszedł do okna i zamknął je szybko, ale to nie uspokoiło Saszy.
          Ponownie poczuła na sobie czyjś wzrok. Rzuciła szybkie spojrzenie na lorda Thomasa, ale właśnie mocował się z oknem, próbując je zamknąć. Zimny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, a oczy rozszerzyły się ze strachu. Coś było nie tak z tym miejscem i ona zdawała sobie z tego sprawę. Jednak jej mózg wypierał myśl o duchach i zjawiskach nadprzyrodzonych jak najmocniej i najdalej.
          - Sądzę, że dziś poświęcę trochę czasu na dokładniejsze zapoznanie się z historią zamku, jeśli lord pozwoli.
          - Proszę Saszo. Mów mi wujku Thomasie. Nie znoszę gdy ktoś mówi do mnie lord.
          - Oczywiście. Do zobaczenia później.
          Szybko wyszła z gabinetu i oparła się o mocne drzwi, przylegając do nich całymi plecami. Nie czuła się tutaj dobrze i chciała wyjechać, ale jednocześnie chciała poznać tajemnice, które skrywało to miejsce. Odetchnęła raz jeszcze i powoli ruszyła do salonu.

sobota, 28 grudnia 2013

1.Morderstwo w Śnieżnym Pałacu.


          Zastanawiała się jak długo będzie w stanie udawać przed swoją matką, że Jonathan nie jest dla niej odpowiednim mężem. W końcu w jej rodzinie nikt nie brał ślubu z miłości, tylko z rozsądku. Ją też to czekało. Ale Sasza była inna. Ona chciała wolności. Chciała bawić się, podróżować, poznać nowych ludzi, a nie wyjść za mąż za Jonathana McQueena i robić za sztucznie szczęśliwą księżną.
          Problemy zaczęły się, gdy trzy miesiące temu na ostatnim roku studiów dostała wiadomość z pałacu o złym stanie zdrowotnym swojej matki. Nie miała wtedy pojęcia jak bardzo Andrea może zniszczyć jej życie. Gdy pojawiła się w pałacu od razu poprowadzono ją do komnaty matki, która "umierająca" leżała w łóżku. Prosiła ją wtedy, by spełniła jej ostatnią wolę i wyszła za dziedzica tronu. Załamana Sasza od razu się zgodziła. I tu popełniła swój najgorszy błąd. Dała się wrobić w intrygę, którą jej matka uknuła już dawno.
          - Wszystko w porządku Saszo? - siedzący obok niej Jonathan spiął się lekko widząc ją zamyśloną. Może i był przystojny i posiadał tytuł, ale ona nie czuła do niego nic poza... przyjaźnią? Nie mogła tego określić.
          Ciemne włosy sięgające lekko za uszy, intensywnie zielone oczy i mocno zarysowana szczęka, sprawiały, że można by go uznać za ideał niejednej kobiety, ale dla Saszy był on kimś w rodzaju współ męczennika.
          - Tak. Po prostu się zamyśliłam. - wysiliła się na uśmiech i poprawiła płaszcz. - Miałeś mi powiedzieć dokąd jedziemy.
          - Mój przyjaciel z wojska wrócił do kraju. Chciałem byś go poznała. - w jego wzroku było coś co kazało jej się zainteresować historią.
          - Przyjaciel?
          - James jest dość... Stereotypowy. Zachowuje się często jak rozwydrzony nastolatek i pies na baby, ale lepiej nie zachodzić mu za skórę, bo się zemści.
          Kiwnęła sztywno głową i znów zapatrzyła się na krajobraz za szybą. Pokryte białym puchem góry sprawiały wrażenie bajkowej krainy. Sama nigdy nie była w tej części kraju, ale teraz żałowała. Widok na rozległe jezioro pokryte warstwą lodu, wysokie sosny i pola. Na co poniektórych biegały konie. Uśmiechnęła się lekko i dostrzegła coś jeszcze. W szybie było jej odbicie. Długie ciemne włosy zebrane w kok nisko z lewej strony głowy, wystające kości policzkowe, lekko zaokrąglona twarz i za duże w stosunku do całej twarzy oczy. Skrzywiła się lekko i odwróciła wzrok. Akurat skręcali w leśną drogę.
          Widziała już wiele imponujących budowli z okresu XIX wieku, ale ta przed którą właśnie zaparkował kierowca Jonathana była inna. Oczywiście jej rodzinny dom był piękny i nie mogła temu zaprzeczyć, ale ten zamek miał w sobie coś takiego co sprawiało, że wszystko wokół wydawało się być śmiesznie małe i ubogie. Począwszy od zdobień nad głównym wejściem, aż po cztery niewysokie wieżyczki wychodzące na każdą ze stron świata. Wysiadła z samochodu nie czekając nawet na to by ktoś jej otworzył. Zimne powietrze od razu zaatakowało delikatną i wrażliwą skórę, sprawiając, że jej policzki pokryły się różem.
          - Saszo? - Jonathan wyszedł z drugiej strony i okrył się szczelniej brązowym płaszczem. - Wejdźmy do środka. Nabawisz się jakiegoś choróbska jeśli postoimy tu chwilę dłużej.
          Nawet nie zauważyła, że stoi prawie po kolana w śniegu. Podała mu dłoń i szybko wyszła z zaspy. Kierowca właśnie wyjmował ich bagaże. Złapała Jonathana pod ramię i oboje ruszyli w kierunku wejścia do budynku. Niski żywopłot, który rósł tuż pod oknami sprawiał wrażenie ochrony, a krzewy teraz niekwitnących róż musiały pięknie wyglądać w połączeniu z nim. Wschodnią część budynku porastał bluszcz, który piął się ku górze. Miała wrażenie, że tutaj nie dochodzą do człowieka żadne problemy.
          Wnętrze zamku było jeszcze bardziej imponujące. Pomimo nowoczesnych udogodnień takich jak domofon, niewielkie głośniki wbudowane w kąty ścian oraz włączniki świateł, było to olśniewające wnętrze. Na samym środku ustawiony był stolik z bukietem bordowych kwiatów, po lewej i prawej stronie marmurowe schody.
          Oddała swój płaszcz jednej z pokojówek, które zjawiły się zaraz po ich przestąpieniu progu. Młode dziewczyny na oko dziewiętnastoletnie były ubrane w klasyczne czarne sukienki z białymi fartuszkami. Uśmiechnęła się lekko na widok psa, który właśnie wbiegł do holu. Jasna sierść labladora podskakiwała z każdym ruchem.
          - Nancy! Nancy wracaj!
          - To siostra Jima, Ariel. - szepnął jej Jonathan, patrząc na dziesięciolatkę wbiegającą za psem.
          Jasne, brązowe włosy dziewczynki były ułożone w cienkie loki i sięgały jej do ramion. Ubrana w brązową sukienkę i czarne buty wyglądała jak zwyczajna dziesięciolatka, ale Sasza zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że ta mała dziewczyna jest następczynią tronu.
          - Cześć Ariel. - Jonathan podszedł do dziewczynki i kucnął naprzeciw niej. - Pamiętasz mnie?
          - Wujek John! - mała oplotła swoje drobne rączki na szyi bruneta. McQueen roześmiał się i podniósł ją do góry.
          - Ariel poznaj proszę moją narzeczoną, Sasza to Ariel, Ariel to jest Sasza. - podszedł do niej z dziewczynką na rękach i uśmiechnął się pokrzepiająco.
          - Jesteś ładna. - stwierdziła śmiało, patrząc na Saszę.
          - Dziękuje. - uśmiechnęła się lekko. Mała zrobiła lekko zakłopotaną minę. - Coś nie tak? Zasmuciłaś się.
          - Moja mama miała podobny głos. - stwierdziła ze smutkiem opuszczając głowę. - Czytała mi bajki na dobranoc.
          - Cóż... - wypuściła powietrze z płuc, czując się nieco niezręcznie kiedy trzy pokojówki spojrzały na nią. - Jeśli byś chciała to ja mogę ci poczytać.
          - A chciałabyś? - od razu na dziecięcej buzi pojawił się uśmiech, a Ariel podniosła głowę zaciekawiona.
          - Oczywiście. - powiedziała z przekonaniem.
          - Ariel nie męcz gości.
          Podniosła wzrok na szczyt schodów po których właśnie schodził starszy jegomość z ciemnym wąsem. Kolorowa szarfa na czarnym smokingu wskazywała na tytuł jaki posiadał.
          Kolejny gburowaty lord? Przeszło jej przez myśl widząc z jaką miną idzie w ich kierunku.
          - Jonathanie czekaliśmy na twoją wizytę. - uścisnął dłoń McQueena z uśmiechem.
          - Wybacz wuju, ale miałem do załatwienia kilka ważnych spraw.
          - Ważnych spraw powiadasz? - zlustrował spojrzeniem sylwetkę Saszy, która poczuła jakby oczy mężczyzny prześwietlały ją na wylot. - A ta urocza, młoda dama jest kim?
          - Sasza Deveraes. Jestem narzeczoną Jonathana. - dygnęła lekko i złączyła dłonie.
          - Miło mi panienkę poznać. Jesteś Saszo córką Andrei Deveraes?
          - Tak. - czuła, że znajomość matki z tym mężczyzną nie przysporzy jej sympatii. Matka kochała rozpowiadać jak to jej młodsza córka nie ma czasu dla rodziny.
          - Gdzie James?
          - Cóż staram się tego dowiedzieć, mój drogi. - westchnął z nieukrywanym zrezygnowaniem. - Wyszedł wczoraj i jakoś nie miał okazji się jeszcze pokazać.
          Uniosła brwi słysząc słowa lorda. Czyżby miała mieć do czynienia z niesfornym dziedzicem tronu? Niejedno wywinął już młodszy z pretendentów do tronu w Anglii, a jaki będzie ten? Chyba po wszystkich wymysłach swojej starszej siostry, Oktawii, była przygotowana na wszystko.
          - Lily pokaże wam wasz pokój, a ja w tym czasie zajmę się dalszymi poszukiwaniami. Gdybyście czegoś potrzebowali jestem w swoim gabinecie. Jonathanie pamiętasz gdzie on jest, prawda? - zapytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował: - Czujcie się jak u siebie. - po czym zniknął w jednym z przejść.
          W pierwszej chwili miała ochotę roześmiać się z sytuacji, w której się znalazła. Wydawało się, że znajduje się na planie taniej komedii, w której ma odegrać główną rolę, ale po minię McQueena widziała, że przejął się nieobecnością przyjaciela. Bez żadnego komentarza ruszyła za blondynką, która poprowadziła ich na drugie piętro.
          Sypialnia, w której ich ulokowali była utrzymana w ciepłym beżowym kolorze. Począwszy od jasnego koloru ścian, po drewnianą podłogę. Sasza kiwnęła głową w podziękowaniu za przyniesienie jej bagażu, mężczyźnie ubranemu w czarny smoking i zabrała się za wypakowywanie. Nie brała sporo rzeczy, gdyż sądziła, że mają spędzić tutaj tylko cztery dni. Dopiero kiedy skończyła zauważyła nieobecność swojego narzeczonego w pomieszczeniu. Ściągnęła brwi i skierowała się do wyjścia.
          Sasza nie była osobą strachliwą, ale korytarz na drugim piętrze przyprawiał ją o niechciane dreszcze. Ciemne ściany, na których wisiały obrazy przedstawiające przodków właścicieli, wywoływały u niej gęsią skórkę. Przeszła szybko korytarz chcąc zejść na dół, ale przystanęła przy wyjściu na balkon. Zdobione drzwi, w które wkomponowano kolorowe szkło przyciągnęły jej uwagę. Samo drewno było tak uformowane by wydawało się, że jest żywym drzewem. Złapała za klamki i chciała pchnąć je, ale pod jedną z pozłacanych klamek dostrzegła wejście na klucz. Ściągnęła dłonie i nieco zawiedziona zeszła na parter.
          Skierowała się według wskazówek Lily do salonu, w którym znalazła swojego narzeczonego w towarzystwie ciemnookiej kobiety o ostrych rysach twarzy i jasnych włosach. Chrząknęła wyrywając oboje z rozmowy.
          - Sasza. - Jonathan zerwał się na równe nogi i powoli podszedł do niej, wyciągając dłoń w jej kierunku. - Wybacz, że nie powiedziałem ci, że wychodzę, ale kiedy tylko dowiedziałem się, że Giselle przyjechała musiałem się z nią zobaczyć. Giselle to moja narzeczona Sasza. Saszo poznaj Giselle, moją kuzynkę od strony ojca.
          - Miło mi cię poznać Saszo. Jonathan nie mógł się o tobie nagadać. - uśmiechnęła się podchodząc do niej.
          Rodzina Jacoba McQueena była tematem tabu w rodzinie. Po ślubie z Hariett, Jacob całkowicie zerwał kontakty z większością rodziny, która nie akceptowała tego związku. Sama Deveraes nie wiedziała dlaczego pani McQueen przysporzyła sobie tyle nienawiści od strony rodziny męża, ale nie pytała o to widząc jak wiele poświęciła ona dla swojego syna.
          - Ciebie również Giselle. Mam nadzieję, że nie opowiadał samych głupstw?
          - Sama zalety. - powiedział Jonathan obejmując ją ramieniem. - Niestety kochanie, ale ty wad nie posiadasz.
          Sasza uśmiechnęła się z niemałym trudem. Okłamywać swoją rodzinę umie, ale okłamywać kogoś nieznajomego to co innego. Swoją rodzinę miała za co winić i posądzać, ale nie miała nic przeciwko kuzynce Jonathana, która już na pierwszy rzut oka wydała się jej miłą osobą.
          - Jonathanie mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest gabinet... - urwała zdając sobie sprawę, że nie wie nawet jak nazywa się ojciec przyjaciela jej narzeczonego.
          - Wujka Thomasa? Oczywiście. - kiwnął głową i odwrócił się w prawo. - Musiałabyś pójść tamtym korytarzem prosto i na rozwidleniu skręcić w lewo. Zaraz za kolumną są wielkie dębowe drzwi. Przejdź przez nie i wejdź w drugie drzwi od prawej.
          Przytaknęła głową zapamiętując całą drogę i pożegnała się z obojgiem, ruszając do gabinetu lorda Thomasa. Korytarz, o którym mówił McQueen znacznie różnił się od korytarza na górze. Jasne ściany i kilka wazonów z kwiatami, poustawianymi na drewnianych, okrągłych stolikach nadawało mu życia. Przeszła przed drzwi i zatrzymała się w miejscu dostrzegając siedmioro drzwi wbudowanych w półkolistą ścianę.
          - Drugie od prawej. - mruknęła do siebie i zapukała w odpowiednie drzwi. Zza nich wydobyło się zaproszenie, co spowodowało, że odetchnęła z ulgą.
          Gabinet nie wyglądał jednak tak jak sobie wyobrażała. Było to dość spore pomieszczenie o dwóch ciemnych ścianach, jednej całej ze szkła i jednej zrobionej z biblioteczki. Musiała przyznać, że wystrój wnętrza zrobił na niej wyrażenie. Bordowa kanapa stojąca po prawej stronie od wejścia wraz z dwoma fotelami i niskim stolikiem, stała dokładnie pod portretem rodzinnym.
          - Saszo mogę ci w czymś pomóc? - odwróciła się w stronę mężczyzny i dopiero zauważyła kilka pootwieranych ksiąg na wielkim drewnianym biurku.
          - Zastanawiałam się gdzie jest tutaj biblioteka. - uśmiechnęła się lekko, przysiadając na jednym z foteli. - Czy nie zechciałby pan mnie do niej zaprowadzić?
          - Oczywiście, że panią do niej zaprowadzę. Dlaczego jednak szuka pani biblioteki? Większość z młodych dam pytałaby się czy jest tutaj skarbiec. - zażartował wstając ze swojego miejsca.
          - Cóż. - westchnęła z uśmiechem. - Studiowałam historię. Biblioteka jest dla mnie miejscem znacznie cenniejszym niż skarbiec.
          - Historię? Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. W naszym kraju jest to wyjątkowo trudny kierunek. - usiadł na kanapie i spojrzał na nią zaciekawiony. - Może zainteresuje panią historia tego miejsca. Ja niestety jej pani nie opowiem. W młodości sam nie pasjonowałem się zbytnio historią i wszelkich książek starałem się unikać. Jednak w bibliotece jest kilka tomów historii tego zamku i naszej rodziny.
          - Naprawdę mogłabym je zobaczyć? Tak cenne i stare księgi są często bardzo delikatne i cenne.
          - Sądzę, że pani wie najlepiej jak się nimi zająć. - wstał ze swojego miejsca i poprawił swój strój. - Idziemy?
          Idąc z Thomasem przez zamkowe korytarze, nadal czuła się nieswojo. Jakby ktoś cały czas miał na nią oko. Zupełnie jakby w zamku żył jeszcze jeden lokator który podglądał jej każdy, najmniejszy ruch. Zignorowała jednak to uczucie i dała się wciągnąć w pogawędkę z właścicielem zamku, którego mylnie oceniła na początku.
          Kiedy tylko dotarli do biblioteki poczuła podekscytowanie. Może i zbiory w uniwersyteckiej bibliotece były liczne, tym razem znalazła się w o wiele bardziej interesującym miejscu. Półki z książkami ciągnęły się ku sufitowi, każda nawet najmniejsza szczelina na nich była wypełniona jakimś tomem. Co dwa metry znajdowały się balkony, na które można było wejść bez niepotrzebnej wspinaczki po drabinie.
          - Mam nadzieję, że znajdziesz coś godnego uwagi. - powiedział na pożegnanie Thomas i zamknął drzwi.
          Sasza zeszła po kamiennych schodach i ruszyła w stronę jednego z pierwszych regałów. Kiedy jednak zauważyła na drewnie przyczepioną tabliczkę z napisem "Nauki ścisłe" zrezygnowała i powędrowała do kolejnej biblioteczki.
          Zaopatrzona w trzy opasłe tomy historii zamku przysiadła obok kominka w fotelu. Pół godzinne szukanie opłaciło się, gdyż znalazła najobszerniejszą ze wszystkich historii. Tak przynajmniej wskazywała karteczka dołączona do książki, którą zapewne zostawiła któraś z pokojówek, która to układała. Otworzyła księgę i przewróciła kartkę, ale zamiast jeden przewróciła się prawie cała książka i wylądowała na stronie 197. Ściągnęła brwi i złapała za kartki chcąc wrócić do początku, kiedy jej uwagę przykuł nagłówek strony.
          Morderstwo w Śnieżnym Pałacu.